O chorobie Hashimoto wspominałam Wam już jakiś czas temu w poście Hashimoto: śmieszna nazwa, nieśmieszne konsekwencje. Dlaczego postanowiłam napisać coś ponownie? Bo to mój blog i w sumie mogę tu pisać o wszystkim co mnie dotyczy i interesuje, ale przede wszystkim otrzymałam całą masę e-maili w sprawie tej przedziwnej choroby.

Autoimmunologiczne zapalenie tarczycy jest dolegliwością trudną do okiełznania z kilku powodów. Przede wszystkim nie znamy przyczyn jej powstawania i przez to nie leczymy samej choroby, ale łagodzimy jej objawy. Nie jestem fanatyczką i sporo niuansów jeszcze przede mną, ale dziś wiem, że zdrowe i higieniczne życie ma niebagatelne znaczenie. Na chwilę obecną możemy jedynie suplementować niedobór hormonów, badać się regularnie i… no właśnie i co?

W Internecie możecie odnaleźć całe mnóstwo informacji nt. tego co jeść, a raczej czego nie wolno nam jeść aby zahamować proces zapalny w organizmie. Dziś na pewno znajdziecie jedno – odrzucenie glutenu. Sama nie porzuciłam go, a jedynie ograniczyłam znacznie spożycie produktów pszenicznych. Wiem, posypią się na mnie teraz gromy, ale zrobiłam to  konsultacji ze swoją Panią doktor, której ufam jej wiedzy i poradom. Dodatkowo, nie chcę się wypowiadać kategorycznie na temat skuteczności diety bezglutenowej. Jest na pewno modna, na pewno sprawia, że większą uwagę przykładamy do tego co jemy i co najważniejsze wiele osób dzięki tej właśnie diecie czuje się lepiej. Czyli coś w niej jest, nawet jeżeli to tylko efekt placebo chyba warto zaryzykować. Na mnie nie działa, za bardzo kocham makaron.

Mocno ograniczyłam spożycie nabiału. Wbrew pozorom podobnie jak cukier, mleko nie krzepi. Ograniczyłam nabiał do kefiru i jogurtu naturalnego i jakiegoś smacznego sera od czasu do czasu, bo to moje kolejne małe uzależnienie. Przede wszystkim nie jem już „pysznych” jogurcików smakowych, wypełnionych syropem glukozowo fruktozowym. Staram się też nie jeść fast-foodów i gotowców i ogólnie zanim coś zjem pomyślę chwilę nad tym. Pilnuję zabierania lunchu ( drugiego śniadania, prowiantu, obiadu – zwał jak zwał) do pracy. Czasem nie mam weny, ochoty, czy pomysłu i zabieram, do pracy kanapki, owoc czy jogurt z mrożonymi owocami, ale staram się zawsze mieć coś. Bez jedzenia mózg nie pociągnie zbyt długo, zabraknie nam sił. Ja bez jedzenia w pracy po powrocie rzuciłabym się na słodycze czy inne smaczne paskudztwa. Co robić jeżeli nie zabierzemy na cały dzień nic? Wejdźmy w drodze do spożywczaka, kupmy banana, jogurt naturalny, bułkę pełnoziarnistą, albo jeżeli mamy taką możliwość zamówmy obiad do pracy. Choćby to miała być tylko zupa ( a zupy są najlepsze!).

Nie wiem czy komukolwiek pomogłam, bo moje podejście nie sprawiło, że ozdrowiałam, ale przecież, z Hashimoto będę związana do końca życia. Moja uwaga w stosunku do tego co wkładam na talerz nie powoduje, że chudnę, ale dzięki niej opanowałam tycie i puchnięcie. Ba mogę nawet powoli nieśmiało stwierdzić, że zaczynam mieć choć odrobinę wpływu na moją wagę – moje działania powodują, że przestałam tyć. Miewam dołki i górki, bo tak to już jest, ale kochani, każdy kto usłyszy diagnozę „Hashimoto” przede wszystkim nie powinien się bać. Należy wiedzieć jedno, od dnia diagnozy, już nic nie będzie takie jak dawniej, bo oto nagle okaże się, że coś w naszym organizmie nie działa tak, jak powinno. Nagle zrozumiemy co to są wahania hormonów, chwiejne nastroje czy uczucie totalnej bezsilności, niechciejstwa i zniechęcenia. Ale nie łamcie się, każdy z nas to przechodzi. Trzeba się „ogarnąć” zebrać 4litery w troki i do roboty. Zdrowe odżywianie, odrobina ruchu i ochota do życia sama powraca. No i nie zrzucajmy wszystkiego na tę biedną malutką tarczycę 🙂