Miłość matczyna, rodzicielska
Wiadomość o ciąży burzy spokój i wywraca całe nasze dotychczasowe życie, niezależnie od tego ją planowaliśmy czy nie. Wiadomym jest, że z chwilą pojawienia się dwóch kresek na teście pewien etap mamy za sobą, a przed nami nowości, rewolucje i po trosze niepewność. Ale gdzie pojawia się miłość?
Już przy okazji tekstu Chłopiec czy dziewczynka poruszałam temat naszych oczekiwań względem posiadania konkretnej płci dziecka, to czy lepiej jest znać płeć czy czekać na niespodziankę. Dziś chciałam poruszyć trudniejszy temat. Miłości matczynej, rodzicielskiej, która według wielu powinna pojawić się z chwilą narodzin bobasa, a najlepiej z momentem wykonania testu ciążowego. Ja opowiem dziś, jak było u mnie.
Ciąża
Młody przyjechał z nami z udanych wakacji i jest muszę przyznać najcudowniejszą „pamiątką” naszych eskapad. Kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście, uznałam, że to jakiś błąd, że na pewno test był wadliwy i zdecydowałam udać się do lekarza, który bardzo szybko rozwiał moje wątpliwości. Jeżeli w tej chwili pomyśleliście, ze Młody był wpadką, nieplanowaną i nie chcianą to już spieszę z odpowiedzią, że tak nie było. Byłam jednak zaskoczona, bo jako osoba z niedoczynnością tarczycy( dokładnie z Hashimoto) i od lekarzy i z wielu doniesień internetowych świadoma byłam możliwych trudności z ciążą u mnie. Myślałam, że skoro wszyscy w moim otoczeniu starają się o dziecko minimum rok, to z nami będzie podobnie, lub nawet dłużej. Od razu postanowiliśmy się nie starać, tylko zdać się na los i dać mu 12 miesięcy. Moje zdziwienie było ogromne, bo przygotowałam się na długie oczekiwanie, a tu proszę szast prast i gotowe. Miałam całe dziewięć miesięcy na zapoznanie się z Młodym, którego na etapie ciąży nazywałam Małym Ufoludkiem, bo to wszystko było trochę jak film science fiction. W ciąży bałam się oczywiście o Niego, czy będzie zdrowy, czy w jakiś sposób mu nie zaszkodziłam i w ogóle o masę rzeczy się martwiłam. Byłam przekonana, że z chwilą porodu spłynie na mnie fala wszechogarniającej miłości.
Narodziny
Młody przyszedł na świat przez cesarskie cięcie, obie ręce miałam „zajęte” . Jedna przypięta do łóżka z kroplówką, druga zajęta przez siostrę mierzącą non stop moje ciśnienie i tak dalej. Tak więc leżąc jak ukrzyżowana dowiaduję się, że dziecko zdrowe i zaraz mi je przyniosą. Lekko otumaniona spoglądam na zawiniątko przystawione do mnie w odległości 30 cm. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie mogłam go objąć, pocałować ani przytulić. Mogłam go na znak powitania co najwyżej opluć, jeżeli starczyłoby mi tchu. Oczywiście tego nie zrobiłam, ale sytuacja wydawała mi się istnym matriksem. Dziś z moją kumpelką śmiejemy się z tego do rozpuku, ale wtedy miałam żal do siebie, położnych i całego świata. Ja tej fali cudownej miłości nie poczułam i za pewnik uznałam, że to wina złego powitania Młodego.
Poznanie
Już po pierwszej dobie na szczęście mogłam Młodego tulić, całować, oglądać i w ogóle cały był mój, a ja mama kwoka mogłam go przygarnąć do serca swoimi matczynymi kwoczymi skrzydłami. Im bardziej się poznawaliśmy, tym bardziej spodziewałam się mistycznych doznań, które nie chciały wyskoczyć z czarodziejskiego kapelusza. Po powrocie do domu przeżywałam ogromną frustrację. Nie dosyć, że człowiek ciągle niewyspany, nie wie o co dziecku chodzi bo płacze i płacze, wszystko człowieka boli, a cała rodzina i wszyscy znajomi chcą potomka oglądać jak małpkę w zoo. Wszyscy nad Młodym piali,że śliczny, cudowny i że ja muszę go strasznie kochać, a ja nie umiałam nazwać swoich uczuć do Niego w żaden sposób. Wiedziałam, że ta maleńka istota jest ode mnie całkowicie uzależniona, wiedziałam, że muszę natychmiast zgadywać i spełniać jego potrzeby, być na posterunku o każdej porze dnia i nocy. Byłam umęczona, udręczona, wściekła i zdezorientowana. To były moje początkowe uczucia. Oczywiście wiedziałam, że wszystko dla Niego zrobię, ale wtedy wydawało mi się to bardziej przymusem, niż świadomym wyborem.
Narodziny wszechogarniającej miłości
Przyznam, że chyba pierwsze dwa miesiące to był poligon nie życie. Każda mama wie jak ciężki to czas dla świeżo upieczonych rodziców, a w szczególności mam. Kiedy ten czas minął, Młody zaczął lepiej spać, ja wreszcie potrafiłam sobie fajnie zorganizować czas, a z Młodym można było fajnie nawiązać kontakt, Wtedy zrozumiałam, że najpewniej miłość do Niego była we mnie od pierwszych chwil, ale całe to zmęczenie nie pozwalało jej na ujawnienie się. Im Młody był większy, im więcej czasu z nim spędzałam, im lepszy był nasz kontakt tym moja miłość rosła w siłę. Moje całkowite przywiązanie i oddanie dla małego człowieka. Dziś wiem, że i wtedy i dziś tak samo mocno bym o Niego walczyła, ale wtedy zwyczajnie niczego nie rozumiałam. Dziś to już poważny pięciolatek, z którym można porozmawiać na bardzo wiele tematów, którego opinie, pytanie i komentarze niezwykle mnie zaskakują, bawią i wzruszają. Mój świat bez Młodego nie istnieje i czasem łapię się na tym, że czasy bezdzietne wydają się tak odległe, że aż nierealne.
Zdjęcia z wakacji
Ulubione zajęcie Młodego, to przeglądanie starych fotografii, ze ślubu, naszego narzeczeństwa, z wyjazdów z przed i po ślubie, z dzieciństwa. W pewną sobotę więc oglądamy z Młodym. Wybiera album z różnymi imprezami na którym z Małżem byliśmy razem jeszcze przed i tuż po ślubie.
– Mamusiu, a gdzie ja tu jestem?
– Nie było Cię kotku jeszcze na świecie.
– A byłem w brzuchu?
-Nie jeszcze nie. Tu mama z tatą jeszcze nawet nie mieszkali razem.
– Aha….A tu? – pokazuje na inną fotografię – Tu już mieszkaliście razem?
– Tak, to jest krótko po ślubie i już mieszkaliśmy w naszym domku.
– To tu już byłem w Twoim brzuchu?
– Jeszcze nie. To było sporo przed Twoimi urodzinami. Mówiłam Ci, że dzidziuś mieszka w brzuchu u mamy 9 miesięcy, a to było dużo wcześniej.
– Aha, już wiem! Ja byłem wtedy w waszych planach! – komentuje tryumfalnie.
14 Comments
domowacukierniaewy.blox.pl
Fajnie się czyta Twoje teksty 🙂
ladylaura.
No tak ,każdy swoją miłość do dziecka odczuwa inaczej i w innym czasie.Ja zakochałam się najpierw w dzieciach moich znajomych ,przypadkowych dzieciakach słodziakach na ulicy i już WTEDY wiedziałam ,że chcę i kocham dziecko ,którego nawet nie mieliśmy w planach .Ciąża cudowna ,cały czas gadałam z moją córeczką ,po porodzie luz blus .Nigdy nie czułam ,że jestem przemęczona ,czy niewyspana ,czy coś tam …choć pracowałam do 8 miesiąca i musiałam wrócić do pracy już od drugiego po porodzie.Mam z córką niezwykle silną więz i to jest najpiękniejsze.
JustInka
Właśnie to jest według mnie najcudowniejsze. Matczyna miłość nie ma reguły. Jedyna jak można ją określić to miłość bezwarunkowa, pomimo wszystko. Im człowiek starszy, im dziecko większe, tym bardziej to rozumiemy i nasza miłość wydaje się większa. A on po prostu dojrzewa 🙂 Bycie mamą to najwspanialszy zawód na świecie!
lena
Ale piękny opis miłości matczynej. Dzieci nie mam, ale chciałabym taką miłość przeżyć 🙂
lena
Piękny opis miłości matczynej 🙂 Swoich dzieci nie mam, ale chciałabym przeżyć taką miłość:)
Kasia
Piękny wpis 🙂 Zgadzam się z Tobą to miłość bezwarunkowa Kocha się nad życie.
Asia
Fajnie napisane 🙂
Ja dodałabym, że matczyna miłość ma nie tylko tyle odmian ile jest matek, ale nawet dla jednej mamy może mieć wiele twarzy i rodzić się w inny sposób… Ja mając troje dzieci, wiem, że kocham je tak samo mocno, ale jednak każde inaczej i inaczej ta miłość we mnie dojrzewała. Przy najstarszym było chyba podobnie jak u Ciebie i też winiłam za to trochę pierwsze chwile w szpitalu (Młody urodził się miesiąc przed terminem i pierwszą dobę spędził w inkubatorze), przy drugim ta bezwarunkowa, matczyna miłość (albo świadomość tej miłości) pojawiła się znacznie szybciej, właściwie kiedy na niego po raz pierwszy spojrzałam, natomiast przy najmłodszej już w momencie zobaczenia na teście dwóch kresek… Pewnie wiek i doświadczenie też robią swoje.
Pozdrawiam 🙂
JustInka
Oj tak, święte słowa Asiu 🙂 ważne że to najwspanialsze uczucie na świecie!
www.MartynaG.pl
Coś pięknego… zrobiłaś sobie wspaniałe podsumowanie do którego będziesz wracać z ogromną przyjemnością i sentymentem 🙂
Pozdrawiam, MG
Małgosia napiecyku
Ja mam już dorosłego syna, ale z wielkim sentymentem wracam do chwil jego narodzin i wczesnego dzieciństwa. To był najcudowniejszy czas w moim życiu, wykorzystałam każdą minutę do końca 🙂
Patyska
Jesteście piękni, cudowni! 🙂
marcela
Przepiękny tekst! Jeszcze nie mam dzieci, ale mam nadzieję, że w przyszłości poczuję co to znaczy matczyna miłość (od strony matki 🙂
Natalia - Poezja Smaku
To jeszcze przede mną, bardzo się tego boję, bo nie łapię łatwo kontaktów z dziećmi
Ladymami
Miłość do dziecka jest tak bezgraniczna… nie wiadomo kiedy się zaczyna ale nigdy się nie kończy 🙂 Zapraszam do mnie.