farby1

W dzisiejszych czasach zarzuceni jesteśmy wymyślnymi edukacyjnymi i oczywiście bardzo kreatywnymi zabawkami. Dzieciaki od pierwszych chwil mogą obcować z najwspanialszymi gadżetami rozwijającymi ich umiejętności. Część zabawek stymuluje zmysły malucha, inne mobilizują do wykonywania nowych czynności, jedne pobudzą dziecko, a inne uspokoją i wyciszą. Jednym słowem pełna paleta, do wyboru do koloru. Tylko czy aby dzieciom rzeczywiście to wszystko tak bardzo służy? Czy może większość zabawek to tak naprawdę chwyt marketingowy i opis „edukacyjna” sprawia, że nawet zwykłe plastikowe kubki wydają się warte zapłacenia za nie majątku?

Nie wiem jak było z Waszymi maluchami, ale ja z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że jedynie zakupione kubeczki różnej wielkości okazały się super sprawdzonym pseudo-edukacyjnym prezentem. Młody po dziś dzień taszczy je do piaskownicy dzięki czemu dostały nowe życie. Może nikt mi nie uwierzy, ale tak do 2-3 roku życia najlepszym „targowiskiem” zabawek były szafki i szuflady kuchenne. Wszystkie miski, miseczki, talerzyki, garnki czy pokrywki były na pierwszym planie. Poniżej pierwszego roku młody miał dwa pluszowe piszczki o wyglądzie długich pszczółek i karuzela grająca melodyjki. Młody miał sporo ponad dwa lata zanim mogliśmy zupełnie usunąć część grającą karuzeli. Ciężko było potem bez tego spać, ale daliśmy radę.

farby3

Dziś, kiedy ma prawie pięć lat mogę w ciemno kupić jakiś fajny zestaw klocków Lego i Młody będzie wniebowzięty, ale wcześniej to była katorga. Wiecie może dlaczego? Ja długo nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że dzieci mają po prostu super wyobraźnię! Wystarczy tylko pozwolić im działać, a z drewnianej łyżki, sznurka i plastikowego talerza stworzą super tajną stację polarną, albo sklep, albo jeszcze inne wspaniałe miejsce. Poza tym, dzieci lubią prace ręczne. Dzieci lubią brudzić siebie i otoczenie. Tworzą swój własny świat, a sprawy jak porządek odchodzą zupełnie w niepamięć.

My długo słuchaliśmy od przedszkolanek, że Młody nie chce malować czy kolorować. No kurcze nie chciał, płakał darł się i nie było sposoby by go nakłonić do tego, chyba że kredkę trzymałam ja i to ja odwalałam całą robotę. Wszystko zmieniło się zupełnie przypadkowo, kiedy kupiłam mu nietoksyczne farbki z pieczątkami i nastał dzień, kiedy mogłam spokojnie i samotnie skorzystać z toalety. Okazało się, że Młody to prawdziwy artysta! Kocha malować farbami, najbardziej własnymi dłońmi, a jego obrazy póki co lekko straszą, ale nie ma co od razu spodziewać się arcydzieł. Początkowo próbowałam mu narzucać jak „powinien” wyglądać obrazek, czyli jak domek to obok drzewko, naj nimi słoneczko od domku dróżka, ale po co? On doskonale wie jak jego obrazek ma wyglądać. Mocno improwizuje, ale w tych bazgrołach coś dostrzega. Opowiada przy malowaniu historyjki, pokazuje gdzie kto się znajduje i zadaje przy tym mnóstwo pytań. Brudzi przy tym siebie i całe otoczenie, ale my mu nie bronimy. Przecież stara mądrość mówi, że brudne dzieci to szczęśliwe dzieci.

Pozwólmy maluchom na ich własny świat, zabawę w biwak w dużym pokoju, na zabawę z wymyślonym kolegą, przeszpiegi w szafkach kuchennych i ekspresję artystyczną. Pozwólmy im bałaganić i brudzić, nawet jeśli krew nam się burzy, bo dziecko robi wydzieranki na świeżo odkurzonym dywanie. Bawmy się z nimi i pomagajmy im wcielać się w role. Ale o odgrywaniu ról będzie innym razem.

farby