Są takie dni, które nie nastrajają optymizmem. Ba nawet niczym nie nastrajają. Budzimy się wtedy z bardziej niż zwykle potarganymi włosami, oczy są bardziej niż zwykle posklejane, a w ustach mamy gorszy niż zwykle niesmak. Kiedy już z gracją Buki z Muminków dotrzemy do łazienkowego lustra, naszym nadzwyczaj zaropiałym oczom przedstawi się widok klęski i rozpaczy, a nawet jeśli tlił się w nas choć najmniejszy płomyczek nadziei na dobry nastrój, to w tym momencie właśnie gaśnie.
Po ciężkim dniu w pracy, nawet jeżeli pełne osiem godzin poświęciliśmy na pasjansa, udawanie, że robimy coś bardzo ważnego i ewentualne chowanie się przed resztą świata w archiwum, w domu chcemy odnaleźć spokój i równowagę wewnętrzną. Nasz Święty Graal po całym dniu orki. Rzucamy wtedy nasze zbolałe ciało na kanapę, włączamy jakiś kanał muzyczny lub ulubioną płytę i zapadamy się w sobie, stapiamy się z kanapą i kocem. Stajemy się jednością. Ciepłą, miłą i przytulną. W poczuciu wewnętrznego ciepła i miękkości pomagać nam może tzw. comfort food ( jedzenie na poprawę nastroju, pocieszenie, przywołujące dobre wspomnienia).
Moje comfort food zwykle jest na bazie mleka, np. waniliowa kasza manna na mleku, dlatego nie powinno nikogo dziwić, że jednym z lepszych moich pocieszaczy są również lane kluski na mleku. Tak mleko to co tygryski lubią najbardziej. Wystarczy mała miseczka mlecznej zupki i już jestem cała happy. Wiem, teraz dietetycy będa grzmieć – bo nabiał, bo gluten, bo cukier bo niezdrowe, ale comfort food ma być miłe i smaczne, a nie zdrowe.
Lane kluski na mleku
250-300 ml mleka
1 jajo
mąka – tyle ile zbierze jajko do uzyskania konsystencji gęstej śmietany
szczypta soli
cukier do smaku ( najlepiej z prawdziwą wanilią
W miseczce roztrzepuję jajo ze szczyptą soli. Dodaję po łyżeczce mąki cały czas miesiając energicznie aby nie powstały grudki. Dodaję je stopniowo i za każdym razem minimum 30 sekund wszystko mieszam. Kiedy masa ma już konsystencję gęstej śmietany odstawiam miseczkę na kilka minut. W tym czasie w rondelku na małym ogniu podgrzewamy mleko.
Kiedy mleko zacznie się gotować zmiejszam gaz na minimum i wolno zlewam cienką strużką ciasto na mleko, tworzę „esy floresy”. Robię to stopniowo, żeby kluski były w miarę cienkie i nie posklejały się ze sobą. Kiedy wleję już całość trzymam rondelek na maleńkim ogniu ok 30 sekund. Dosładzam do smaku.
I gotowe!
Smacznego 🙂
1 Comment
Malwina
Jako dziecko uwielbiałam lane kluski na mleku. Babcia robiła mi je często na śniadanie 🙂