Nie wiem jak Wam, ale mnie często zdarzają się mało wyspane noce z małym lokatorem po środku. Wiem też, że teorii na temat spania z dzieckiem jest całe mnóstwo. Jedni zalecają spać z brzdącem tak długo jak chce tego dziecko, inni każą od dnia narodzin wyekspediować do swojego łóżeczka, ale czy jak wszędzie i tu nie należałoby znaleźć złoty środek?

Mój Młody ma już siedem lat. Tak tak, to wielce poważny wiek i dzieć w tym wieku posiada już cały wachlarz umiejętności, jednak to nadal maluch. Wiem, posypią się na mnie pewnie jakieś gromy, ale pięcioletnie dziecko mimo doskonale rozwijających się zdolności jest nadal brzdącem. Wiem, po wakacjach pójdzie do szkoły, ale to nie znaczy, że kiedy ja szłam do szkoły, to byłam nad wyraz rozwinięta emocjonalnie. Pamiętam, że wielu rzeczy się wtedy bałam, a też wstydziłam się o tym mówić rodzicom i tak sama w tych strachach siedziałam po sam czubek głowy, czyli kokardę na pięknym kucyku.

Mój Młody boi się ciemności. No może nie jest to taki lęk zatykający dech w piersi, jednak zbyt wczesne zgaszenie światła wzbudza lekki dygot i okrzyk” NIEE!!! ŚWIATŁOOO!!!”. Czasami z tych swoich stracho-lęków budzi się w nocy i nie może spać. Tak było właśnie ostatniej nocy. Młody przywołał mnie do siebie energicznym „MAMO!MAMO!” . „Co się stało?” – odparłam zwlekając się z wyrka. Była 3 w nocy, ulubiona pora snu wszystkich, nawet nocnych Marków. ” Połóż się koło obok mnie mamusiu”- zaszczebiotał Młody. Wgramoliłam się pod jego kołdrę, a on przywarł do mnie tak mocno, jakby chciał się mną owinąć, lub jeszcze lepiej wejść do mnie do środka. Po kilku chwilach niewygody zapytałam „Co się stało?”. „Nic, ale śniły mi się okropne straszności” odparł Młody. ” To może pójdziesz spać do nas?” i mimo ciemności nas otaczających wiadomym było, że Młody aż pojaśniał z radości. I tak gnietliśmy się w trójkę w jednym łóżku, które w takie noce wydaje się niezmiernie małe, ciasne i jakby zupełnie niewygodne. W takich chwilach zastanawiam się, czy to dobrze, że pozwalam Młodemu spać z nami. Oczywiście tatuś jest z tego powodu bardzo niezadowolony, ale ja mam w głowie słowa rodziców, ż to ostatnie chwile i żeby korzystać, tak więc słucham się w tej dziedzinie rad starszych i mądrzejszych.

Ale jak to jest z tym spaniem. Razem czy osobno?

Jedni oddelegowują swoje pachole do własnego łóżeczka, a nawet własnego pokoju jak tylko nowy lokator zagości w domu ( tak było u nas). Inni zaciekle bronią tezy, że osesek winien spać z rodzicami, jeśli nie w jednym łóżku, to chociaż tuż obok mamy. Ale czy jest jedna słuszna racja? Otóż nie. Wiadomo, spanie w jednym łóżki z noworodkiem może być niebezpieczne, bo to taka drobinka, że aż strach, ale z drugiej strony, młodzi rodzice mogą czuć się bezpieczniej mając malucha pod ręką, mogąc sprawdzic w każdej chwili czy wszystko dobrze. Co jest najważniejsze? Jeżeli dziecko śpi z nami w jednym łóżku nie możemy sobie pozwolić na najmniejszą ilość alkoholu ( w ogóle przy dzieciach lepiej nie spożywać alkoholu). Dlaczego? Jeżeli jeden z rodziców wypił toast do kolacji, lepiej aby położył się na kanapie. Jego sen będzie mocniejszy niż zwykle i można niechcący uderzyć malca, lub co gorsza przekręcić się na niego i go poddusić nawet!

Z moich obserwacji wynika, że dziecko które od urodzenia śpi z rodzicami miewa problemy z przeprowadzką do własnego łóżka. Jednak e kłopoty wynikają z przywiązania do rytuału i częściej źle to znoszą rodzice, a nie dzieci. Niestety, kilkulatek to świetny psycholog i widzi, kiedy nie jesteśmy do czegoś przekonani, kiedy bijemy się z myślami „jak ja mogę takiego brzdąca wyrzucać z łóżka, to za wcześnie, na pewno nie jest na to gotowy i będzie płakać” I dziecko czując nasz lęk i niepewność płacze, przy okazji spełniając nasze oczekiwania! Tak jak pisałam, to tylko moje obserwacje niepoparte żadnymi badaniami.

Dzieci śpiące 99% czasu w swoim pokoju i własnym łóżku jest bardziej wypoczęte. To też moja obserwacja – obiekt badań, mój Młody! Otóż jak tylko wróciliśmy ze szpitala po porodzie na nowego członka rodziny czekał już jego pokój i piękne łóżeczko. Poza tym, okazał się on niezwykle głośnym lokatorem w szpitalu. Całą noc mlaskał, ciamkał, bekał, prykał, chrumkał i wydawał milion innych dzwięków. Serio nie mogłam zmrużyć oka. Może to egoistycznie, ale ja ciągle wisiałam nad nim, zamiast choćby na chwile spróbować się przespać. Kiedy wylądował w swoim łóżeczku też sporo czasu nad nim wisiałam. Bo wiadomo, sprawdzałam, czy oddycha, czy jest przykryty ( nie wiem jakby mógł się rozplątać z becika), czy nie ma mokro, itd. Tak więc zastanawiałam się czy nie byłoby dla mnie wygodniejsze spanie z nim, ale szybko odgoniłam te myśli. kiedy Młody poszeł do  przedszkola zaczęły się jego nocne wędrówki do nas. Były jednak sporadyczne, ale nie zabranialiśmy mu ich. Czułam, że coś mu się śni, że coś nie daje spokoju, a nowy etap – czyli przedszkole też rozbudzał jego emocje i wyobraźnię. Szczerze przyznam, że im jest większy, tym częściej chce spać z nami. Ktoś powie „Wariatka! Noworodka trzymała samotnie w pokoju, a takie duże dziecko bierze do łóżka!?!”  No tak, niby to racja, ale jak mówią prawda zawsze leży po środku. Po pierwsze lubię jak przychodzi do nas ( tak to rodzice lubią spać z dziećmi bardziej!), a po drugie, teraz kiedy jest tak duży, jest mu z nami zwyczajnie niewygodnie i za gorąco! Najczęściej w środku nocy sam wraca do swojego pokoju, często nawet nas przy tym nie budząc!

Dlatego ja nie mogę jednoznacznie Wam odpowiedzieć, jak na ten temat należy spoglądać. Myślę, że ile dzieci, ilu rodziców, tyle opinii i wersji noclegów! Jak jest u Was??