Posiadanie drugiego dziecka, ma tę niezaprzeczalną zaletę, że nie jesteśmy już zagubione jak przysłowiowe dzieci we mgle. Kiedy Młody się urodził, to już jak miał ok 3 miesięcy rozpoczęłam kupowanie śliniaków, łyżeczek, miseczek, słoiczków z warzywkami i zupkami, no i kaszek. Odliczałam dosłownie dni, do podania mu pierwszej łyżeczki. Ale jak nadszedł ten upragniony skończony 4 miesiąc zgłupiałam. No bo wszystko mam, ale co teraz?

Przy pojawieniu się młodej, dopiero jak skończyła 4 miesiące to zakupiłam 1 ceratkowy śliniak i 2 słoiczki – bo przecież nie wiem czy jej posmakuje. Nie było biegania po sklepach, kompletowania zastawy, śliniaczków i wybierania miliona dań w słoiczkach. Powiem więcej, młoda ma już 5 i pół miesiąca i póki co nie ma nawet 1 kaszki !

Jaka była różnica w rozpoczęciu rozszerzania diety syna i córki? W zasadzie żadna. I jedno i drugie pierwsze łyżki nowości wypluwało! Różnica była we mnie. Przy starszym miałam w sobie niesamowitą determinację i zaparcie, że JUŻ TRZEBA I MUSI JEŚĆ NOWOŚCI! Przy młodej jak zobaczyłam, że młoda wypluwa, zastanowiłam się JAK ONA WYPLUWA. Zaobserwowałam, że ona wysuwała marchewkę językiem, bo ona NIE UMIE JESZCZE POŁYKAĆ! Jak postępowałam? Syna konsekwentnie karmiłam codziennie, wycierałam co wypluwał i czekałam aż nadejdzie dzień, w którym Młody załapie. Z córką postąpiłam nieco inaczej. Widząc jakie odruchy wymiotne powoduje nowość, widząc jak ona biedna walczy z tym czymś w buzi odpuściłam. Czekałam tydzień i znowu proponowałam. Szczerze, dopiero jak skończyła 5 miesięcy udało jej się przełknąć.

No ale to nie rozwiązuje problemu, że nie zakupiłam jeszcze słoiczków. Będąc kilka razy w sklepach zaglądałam na dział z żywnością dla niemowląt. Znajdowałam tylko kolorowe kaszki, soczki, no i masę obiadków. Ale z dań jednoskładnikowych to nie było szału. Był brokuł, marchewka i kilka owoców – jabłko, banan i śliwka. No jak widzicie bez szaleństwa. Postanowiłam więc gotować sama. Ugotowanie warzywka ( marchew, brokuł, ziemniak czy cokolwiek innego) na parze zajmuje maksymalnie 15 minut. Potem tylko dodać kropelkę oleju lub oliwy i zblendować. Jabłko trę młodej na najdrobniejszej tarce a banana też rozdrabniam blenderem. Ktoś powie że to i tak zbyt wiele zachodu. Ale ja wam coś pokażę. Jedno zdjęcie to wycinek z innego, na łyżeczce jest brokuł ze słoiczka. Na drugim, brokuł który ugotowałam na parze i zblendowałam z kroplą oleju. Nie powiem, że młoda zjadła całość, ale jak na pierwszy raz zjadła go sporo.

Brokuł ze słoiczka
Brokuł ugotowany na parze

Moje rady? Spokój. Jak we wszystkim może was uratować tylko spokój. Nie dajcie się złotym radom, że już teraz musicie podać to czy tamto, bo ma już 4 miesiące i już musicie wkroczyć ze słodką kaszką, ziemniakiem i najlepiej ze schabowym ( to taki żarcik).

  • Obecne zalecenie odnośnie rozszerzania diety niemowląt podają zakres kiedy zacząć to nie wcześniej niż po ukończeniu 17 tygodnia i nie później niż przed ukończeniem 26 tygodnia. Czyli między skończonym 4 a 6 miesiącem życia.
  • Przez pierwsze pół roku dieta dziecka to diet mleczna, a nowe smaki to tylko poznawanie smaków, zapachów i tekstur.
  • Jeżeli zaczynamy podawanie nowości przed 6 miesiącem życia, dziecko powinno wykazywać gotowość do nowości ( mlaska na widok jedzenia, umie chwycić jedzenie( zabawkę ) i włożyć ją do buzi, siedzi stabilnie z przynajmniej podparciem
  • Każdą nowość wprowadzamy stopniowo i pojedynczo. Czyli przez kilka dni podajemy jeden nowy smak i sprawdzamy czy dziecko nie dostaje uczulenia, czy nie ma oznak z przewodu pokarmowego.
  • Jeżeli dziecko czegoś nie chce, nie zmuszaj go bo masz to na liście, albo tylko dlatego że jest to zdrowe.
  • Jeżeli sama gotujesz posiłki nie dosalaj ich ani nie dosładzaj.
  • Bądź cierpliwa i miej dobry humor 🙂
Ziemniaki ze szpinakiem