oto

Wiem kochani, obiecywałam powroty i na obietnicach się kończyło. Teraz mam jednak dobre wytłumaczenie. Wylądowaliśmy z Młodym w szpitalu. Tak po raz pierwszy od dnia narodzin został on położony do szpitalnego łoża. Zaczęło się niewinnie od katarku, a skończyło na nagłym niczym niepohamowanym kaszlu i problemach z oddychaniem. Diagnoza „zapalenie płuc” i zalecenie do leczenia szpitalnego niemal mnie powaliło. Ale po kolei.

W pierwszym tygodniu września wróciliśmy z wczasów. Swoją drogą było super i w cale mi się nie chciało wracać, ani do Polski, ani tym bardziej do pracy i codzienności. Co jednak jest ważne wyjeżdżając z Turcji żegnaliśmy ponad 30sto stopniową aurę, a Polska powitała nas ledwie 13 stopniami. Całą trójką czuliśmy się nieciekawie. Małż rozłożył się jako pierwszy, a Młody miał lekki katar. Kiedy jednak w piątek zostawiliśmy go w domu, byłam w szoku. Babcia radośnie doniosła, że dziecko nie ma kataru. Moja radość nie miała granic. Sobotni dzień powitałam więc gotowaniem i małą sesją fotograficzną, ale już w godzinach około obiadowych Młody zaczął kaszleć i dopytywać mnie kiedy pojedziemy do lekarza. No powiem Wam, że nawet ten kaszel mnie tak nie zmartwił, jak jego dopominanie się o diagnozę lekarską. Na szczęście weekendowa pomoc medyczna nie jest już dla nas nowością, więc pofrunęłam tak rozanielona z wizją zakupów w drodze powrotnej. Tam miła lekarka zbadała Młodego i spytała czy chorował kiedyś na zapalenie oskrzeli albo płuc. „Nie Pani doktor, jedynie górne drogi oddechowe”. Tam Pani skierowała nas do szpitala. Na szczęście szybkie telefony do znajomych pomogły nam wybrać fajną placówkę i dotarliśmy do pobliskiej lecznicy.

szpital

Nie chciałam, aby Młody został w szpitalu. Chciałam, żeby dostał antybiotyk i wrócił do domu, ale widziałam jak się męczy przy każdym oddechu i mimo niechęci do służby zdrowia jaka pozostałą mi po jego narodzinach nawet nie przeszło mi przez myśl, aby zabierać go do domu. Pierwsza noc z 12 na 13 września była koszmarna. Po pierwsze do 2 przychodziły pielęgniarki z lekarką na zmianę ( chwała im za to!!) sprawdzać jego czynności, temperaturę i podawać leki i inhalacje. Potem ja i tak czuwałam sprawdzając oddech i reagując na jego każdy ruch. Trochę jak nasza pierwsza wspólna noc. Bałam się gdy był zbyt cichy i spokojny.  Po takiej survivalowej nocy marzyłam tylko o gorącej herbacie, własnym łóżku i w myślach odliczałam dni do wyjścia. Od początku jednak zdecydowaliśmy, że biorę wolne tylko na 2 dni i potem jadę do pracy. Zafundowałam sobie największy hardcore jaki tylko jestem sobie w stanie przypomnieć, ale z drugiej strony na te kilka godzin odrywałam się od tego szpitalnego gnicia, bo tam czułam się sama coraz bardziej chora.

Szpitalne menu nie jest ubogie, nudne i często nawet dla dorosłego niesmaczne. Sądziłam, że dla dzieci menu, będzie nieco bardziej urozmaicone, ale nie, nuda i bezsmak były powszechne. O kolorystyce nie będę wspominać. Miałam poważny plan robienia zdjęć każdego posiłku, ale chodząc do pracy wypadałam ze wszystkich szpitalnych dań. Tak, śniadanie w szpitalu jest po 8, obiad ok 13 a kolacja o 16-16:30! Śniadania wyglądają identycznie zupa mleczna ( sam jej zapach jest odpychający i nie spróbowaliśmy się z nią zmierzyć) 4 kromki bułki wrocławskiej ( lub poznańskiej czy jak ją tam nazwiecie), maleńka kostka masła i 2 plastry dziwnej wędliny, a do tego szklanka okropnej herbaty ( mega słodka, smakująca aluminiowym garnkiem w którym była gotowana). Kolacja wygląda tak samo, tylko bez zupy mlecznej, a obiad to już w ogóle szał. Zawsze jest zupa, które Młody akurat bardzo chętnie jadał i szczerze powiem były w porządku, drugie danie i szklanka kompotu. Drugie dania pominę, bo i Młody rzadko je zjadał. Wygrzebywał mięso lub ziemniaki i na tym się kończyło. Mile zaskoczyły mnie drugie śniadania ( owoce, biszkopty itp.) i desery po obiedzie ( kisiel, budyń, galaretka). Na „dorosłych” oddziałach nie ma takich „wisienek” a one naprawdę rozweselały maluchy!

sniadanie-hospital

Jak przetrwać z dzieckiem w szpitalu?

1. Ulubiona przytulanka, podusia, kocyk/kołderka, książeczki i czasoumilacze itp.

Szpital to dla malucha ( jak i rodzica) obce i z pozoru wrogie środowisko. Aby nieco zaczarować rzeczywistość warto wprowadzić do otoczenia przedmioty, które maluch zna i lubi złagodzą tęsknotę za domem. My na każdy wyjazd zabieramy Młodego pluszaka, poduszeczkę i kołderkę. Kołderka jest mała i cienka, więc łatwo ją upchać do każdej torby, ale o kołderce będzie osobny wpis. Zabraliśmy też książeczkę z przygodami Bolka i Lolka, puzzle, kolorowanki i proste gry planszowe. Czas w szpitalu się ciągnie i nawet gierki na telefonie mogą się dziecku po jakimś czasie znudzić.

2. Ulubione przysmaki

Dania szpitalne są monotonne i nawet jeżeli trafią się smaczne obiady, to śniadania i kolacje raczej wszędzie mogą wyglądać smutno. Poza tym, chore dziecko może nie mieć specjalnie ochoty na kanapkę z szynką ( bo nie wiem które dziecko chciałoby to jeść dwa razy dziennie). Przynieście malcowi jego ulubione dodatki do kanapek, dobre sery i wędliny, warzywne dodatki, może ulubiony dżem, czy nawet Nutellę. Poza tym, przydadzą się kabanosy, jeśli maluch lubi to ogórki, mini pomidorki, jabłka, banany, ew. suszone owoce, orzechy. Jeżeli mamy kogoś kto będzie nam dostarczać świeże pieczywo korzystajmy z tego. Ulubiony chleb, bułka czy drożdżówka mogą nieco złagodzić trudy szpitalne. Jeżeli tylko w szpitalu jest kuchnia z lodówką dla pacjentów korzystajcie z niej i trzymajcie w niej przysmaki dla malca i siebie. Warto mieć też ulubioną herbatę i duże zapasy wody do picia. Nie wiem czemu, jeść mi się w szpitalu nie chciało, ale pragnienie miałam ogromne.

szpital3

3. Żelazny zapas higieniczny

W szpitalach trzeba mieć wszystko, od kubka po papier toaletowy. No niestety, taki lajf. Trzeba mieć swoje kubeczki, sztućce, zastawę, dobrze wypchaną kosmetyczkę ( to akurat wiadome i jasne) ale też trzeba mieć papier toaletowy własny, osobisty. Niekiedy to właśnie niedoceniany papier toaletowy jest produktem nad wyraz deficytowym i tylko od uprzejmości innych mam można opanować małą katastrofę. Zabierzcie też koniecznie klapki pod prysznic dla siebie i dziecka!!!

4. Czasoumilacze dla rodziców i drobniaki

Kochani, godziny spędzane w szpitalu są jakby 3 razy dłuższe i wolniejsze, więc wszelkiego rodzaju „rozrywki” są mile widziane. Dzieci chore zwykle chodzą wcześnie spać. W ciągu dnia starsze dzieciaki sporo czasu też spędzają na świetlicy( jeżeli taka jest), a wtedy rodzice mają chwilę czasu dla siebie. Wtedy krzyżówki, książki, sudoku i gazetki i wszystko co chodź na chwilkę przeniesie Wasz umysł w jakieś lżejsze i bardziej kolorowe miejsce. Drobniaki przydadzą się do telewizora.

5. Bądźcie cierpliwi i czerpcie z tego doświadczenia coś dobrego

Tak dobrze przeczytaliście. Otóż dla wielu z nas taki pobyt z dzieckiem w szpitalu może być niezwykłą okazją do poznania się na nowo. Przyznajcie się szczerze sami przed sobą ile czasu spędzacie z maluchami? Rano praca, a po pracy sprzątanie i gotowanie i jeszcze inne ważne obowiązki. W szpitalnej sali jesteście poniekąd na siebie skazani. Odkryjecie jak niezwykłymi osobami są wasze pociechy, w jak niesamowity sposób patrzą na zwyczajne dla nas sprawy. Tak więc czerpcie z tego doświadczenia ile się da. Ja naprzytulałam się do swojego pięciolatka jak głupia. On bardzo chciał, a ja korzystałam. Więc tuliłam go i nawet nosiłam na rękach. Nawet spanie na jednym szpitalny łóżku miało swoje zalety.

szpital1

6. Nie zawsze warto walczyć z systemem

Kiedy zapadła decyzja o szpitalu, chciałam wyć, tupać i krzyczeć.  Teraz wiem, że prawdopodobnie moja niechęć była spowodowana lękiem o zdrowie i życie Młodego, ale na szczęście, mój upór tym razem dał za wygraną i wygrała pokora. Nie wiem jak cała przygoda mogłaby się zakończyć, gdybym uparła się na leczenie domowe. Pierwsza noc była naprawdę okropna. Młody miał duszności i ewidentne problemy z oddychaniem. W szpitalu miał fachową opiekę, przemiły personel, który naprawdę lubi dzieci i mamę i innych bliskich.

Kochani, pewnie wiele mam to spotka, bo wirus szaleje, poradzę jedno, nie bagatelizujcie objawów. U nas nic nie zapowiadało tak dramatycznego obrotu spraw. Zwykły katar skończył się dziewięciodniowym pobytem w szpitalu i dwutygodniowym leczeniem w domu. Jeżeli widzicie, że akurat TEN katar, czy kaszel, czy jakikolwiek inny objaw jest wyjątkowo niepokojący jedźcie do lekarza. Jeżeli jest późny wieczór jedźcie na tzw. weekendową i nocną pomoc lekarską. Jeżeli wasze obawy będą potwierdzone dostaniecie skierowanie do szpitala, ale miejmy nadzieję, że tam udzielą Wam pomocy wystarczającej, a obawy będą rozwiane 🙂

Zdrówka kochani. Już wkrótce będziemy podnosić odporność naszych maluchów !!

Co do zdjęć to nawet ich nie komentujcie. Moja komórka jest na wykończeniu, a ja spieram się z serwisem.

szpital2