Poranek jakich wiele w lipcu. Lekki wiatr delikatnie muska policzek, jakby chciał powiedzieć” Hej! Wstawaj, szkoda dnia!”. No więc wstaję, co innego robić. Przeciągam się leniwie. Palcami przeczesuję rozczochrane snem włosy. Narzucam szlafrok i uśmiecham się sama do siebie.  Biegnę nakarmić kanarka, aby jego głodne piski nie obudziły reszty domu. Niech chłopaki jeszcze pośpią. Ja podelektuję się porankiem. Ekspres radośnie warczy nalewając kawę do filiżanki. Jeszcze tylko kapka mleka i.. Read More