Nie wiem jak Wy, ale ja w oczekiwaniu na narodziny Młodego miałam jasny plan jego odżywiania. Najpierw wiadomo mleko, a potem zdrowe zbilansowane posiłki. Zero słodyczy sklepowych do najlepiej 5 roku życia i fura warzyw i owoców. Tak miałam w oczach te kolorowe obrazki z reklam, jak to śliczny i puchaty maluszek tuli się z uśmiechniętymi brokułami. No niby wiedziałam, że to fikcja, ale chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo utopijne wizje snuję w głowie.
Każdy rodzic chce dla swej dziatwy jak najlepiej. To taki niby frazes, ale nie znam nikogo, kto śmiałby się przeciwstawić temu stwierdzeniu. Ja nie mam zamiaru, ale mogę stwierdzić, że im bardziej się staram tym efekty gorsze. Dlaczego? Otóż miałam plan na eko żywność, zdrowe zbilansowane posiłki, dużo warzyw i owoców, a życie i moje dziecko dało mi prztyczka w nos. Młody to zdeklarowany frytkowy parówkożerca. Kocha słodkie soczki i kolorowe napoje, przesłodzone serki i landrynkowe żelki. Nie przesadzam i przesadzam, bo z drugiej strony poza moimi pro zdrowotnymi wymysłami Młody je i nawet ciotki się nad nim zachwycają( nie żeby to było najważniejsze). Jako mama blogerka kulinarna zaczytywałam się w artykułach na temat zdrowych posiłków, dla dzieci, odpowiednich proporcji, dobierania potraw, itd. Dziecko moje jednak ma już jasno sprecyzowane smaki. Za nic ma sobie nowinki żywieniowe i z lubością pochłania rzeczy znane mi z dzieciństwa. Młody ma swoje fanaberie, ale narzekać nie powinnam aż tak bardzo, bo zupy je, a w zupie, to można całą masę warzyw i owoców upchnąć ( tak owoców bo razem z Młodym zajadamy się zupami owocowymi). Czyli nie jest tak źle?
Dzieciaki są świetnymi psychologami i widzą jak dużą uwagę rodzic przykłada do pewnych potraw. U nas zwykłe kanapki czy (o zgrozo) parówki Młody od bardzo dawna jadł sam. Dlaczego, bo je lubił! A jak coś bardzo lubi, nie potrzebuje specjalnych zabiegów do zjedzenia. Jak więc zachęcić dziecko do różnorodnego jedzenia:
1. Nie naciskaj!
Nie mów, że to zdrowe, nie baw się w samolociki i inne podobne głupstwa. Jak nie będzie chciał zjeść to wciśnięta podstępem łyżka zostanie wypluta wprost na naszą twarz. Jak w „Koglu moglu”. Jeżeli jest to coś w formie przekąski, postaw na stole i obserwuj, sama podjadaj, ale dziecku nie wciskaj. Musisz jedynie fajnie nazwać zdrowy posiłek. Np. surowe warzywa pokrój w słupki i powiedz że podajesz kolorowe paluszki.
2. Nie przekupuj!
To pułapka. Od tej chwili dziecko nie będzie już chciało jeść „za darmo” normalnych posiłków, skoro może mieć coś w zamian.
3. Nie krzycz!
Niby oczywiste, ale już niejednokrotnie widziałam i słyszałam krzyki nad talerzem. „Jak nie zjesz brukselki to szlaban na bajki!” I co to wnosi? Nic. Osobiście nie znoszę brukselki, ale nie kojarzę aby rodzice mnie do niej zmuszali w jakikolwiek sposób.
4. Zachwalaj mądrze!
Kiedy już zrobisz coś czego do tej pory dziecko nie jadło postaw talerz przed sobą i mężem ( ewentualnie resztą domowników). Jeżeli maluch spyta co to, powiedz że fajna zupa sałatka itp. ale nie dawałaś mu bo pewnie nie chciałby i w ogóle. Albo że jej mało jest. U nas to działa bez pudła! Jak tylko Młody zobaczy coś czego on nie dostał budzi to jego zainteresowanie i często dzięki temu spróbuje nowości.
5. Wyluzuj!
Nie każde dziecko musi wcinać kilogramy sałaty. Jeżeli odnajdziesz potrawy w których dziecko jada warzywa i owoce podawaj mu je w taki właśnie sposób. U mnie to zupy, koktajle owocowe i soki wyciskane z warzyw i owoców. Polecam poszukać sposobu na malucha.
6. Wpuść malca do kuchni!
Dziecko które zapoznaje się z nowymi produktami już na etapie przygotowania posiłków nie jest nimi zaskoczone na talerzu. Czasem już w czasie krojenia czy gotowania coś spróbuje i nawet mu posmakuje!
7. Bądźmy cierpliwi!
Dziecko rośnie, a wraz z tym procesem zmieniają mu się smaki. Coś co jeszcze pół roku temu wywoływało u maluch a drgawki obrzydzenia, teraz może go zainteresować. Dajmy sobie czas.
Jaku Was wygląda sprawa zdrowego jedzenia?
2 Comments
Angie
Fajnie jest, jak dziecko je warzywa, owoce, zachwyca się kaszą jaglaną i nie spogląda na czekoladę, ale… ja uważam, że moje dzieciństwo bez flipsów czekoladowych, kinder niespodzianki i kinderków, żelków Haribo, czekolady z orzechami i innych tych „niezdrowych” rzeczy nie byłoby takie fajne. Oczywiście nie mówię tu o jedzeniu słodyczy, czy trochę mniej zdrowego jedzenia na okrągło, ale uważam, że zabranianie dziecku takiej przyjemności raz na jakiś czas jest bardzo niepoprawnym ruchem ze strony rodzica. Pewnie, że dzieci z nadwagą mnie przerażają i zawsze zadaje sobie pytanie, jak mogła do tego doprowadzić matka, ale od kawałka czekolady po obiedzie nikt nie zgrubnie: ) Dzisiaj jestem świadoma tego, co jem i wolę raczej domowe słodkości, ale mam przyzwyczajenia, którym zawsze ulegnę i właściwie, których nie chcę zmieniać, chociażby żelki, które są toną cukru, ale… to moja słabość i nie zamierzam z niej rezygnować.
Zdrowe żywienie jest wspaniałe, ale nie popadajmy w ortoreksję, uważam, że to bardziej niezdrowe niż frytki.
gin
Nie mam jeszcze dzieci, ale generalnie uważam, że ze wszystkim nie należy przesadzać. Owszem, ważne są zbilansowane posiłki dla malucha i dieta, ale jak zje kawałek czekolady czy paluszki od czasu do czasu, to przecież nic mu się nie stanie. Trzeba znaleźć złoty środek, i wtedy wszystko będzie dobrze 🙂
Tak myślę teraz, o ile moje dzieciństwo byłoby uboższe bez pączków, które Dziadek kupował mi na śniadanie… 🙂