– Bartuś jest gupi! – krzyknął Młody zalewając się łzami.
Tego dnia był nieswój. Spokojny, cichy i jakby nieobecny. Na zagadywanie i zaczepki stawał się płaczliwy. W końcu nie wytrzymałam.
– Chodź pomalujemy sobie coś.
– Nie chcę. I nie pójdę jutro do przedszkola!- wykrzyknął ze łzami w oczach. – Przeczkole jest gupie i bym je stuknął! Zabił! I brzydko tam jest!
– Dlaczego tak mówisz? Co się stało?
– I Bartusia też stuknę!
– A co Bartuś zrobił?
– Nie lubię go!
– A wczoraj się z nim bawiliście. Siedzieliście razem przy stoliczku. Coś zepsuł Bartuś?
– Bartuś jest gupi i go nie lubię!
Znacie takie historie? W zasadzie towarzyszą nam już drugi rok. Młody złości się, obraża i gniewa na wszystkich i wszystko. Ustaliliśmy już, że dzieci to ludzie, a każdy człowiek ma prawo do emocji. Ba, nawet powinien być ich pełen, aż po same uszy. Dzieci, z racji wieku i niedojrzałości mają wielki problem aby sobie z emocjami poradzić.
Weźcie mojego Młodego. Ciskał się jak wesz na aksamicie, a sam nie umiał nazwać swych emocji. Wiecie jaka była jedyna wina Bartusia? Bawił się z ulubionym kolegom Młodego i ten był zazdrosny. Tak zwyczajnie, po ludzku. Jednak do tej pory nie doświadczał takiego uczucia, a przynajmniej nie tak intensywnie. Jest jedynakiem, więc nie musi z nikim konkurować. Ma też swoje sposoby na zwrócenie na siebie uwagi, kiedy jesteśmy bardzo pochłonięci czymś, choćby sobą. W przedszkolu jednak musiał zmierzyć się ze smutną dla niego rzeczywistością. Jego ulubiony kolega ( najważniejsze JEGO i TYLKO JEGO) lubi też inne dzieci. O zgrozo, on się z innymi dziećmi bawi! Jak to wytłumaczyć cztero czy pięciolatkowi? Trzeba podjąć rękawicę i rozmawiać z dzieckiem. Takim prostym językiem, bez żadnych górnolotnych pierdół. Bo dziecko, jako mały człowiek rozumie, ale nie wszystko. Trzeba zrezygnować z różnych górnolotnych określeń i nazywać rzeczy po imieniu, takimi jakimi są.
Co ja zrobiłam? Wyjaśniłam, że Kolega lubi i Młodego i Bartusia. Nie sprawiło to że przestał być dla Młodego „gupim”, ale emocje opadły, a przedszkole przestało być strasznym miejscem. Potraktowałam Młodego i jego problemy poważnie. Bo takimi są dla niego. Sama dużo rozmawiałam z rodzicami i o wielu sprawach im mówiłam, jednak to przyszło z wiekiem. Jako młodsze dziecko byłam w ich oczach tylko małą dziewczynką, która nie ma żadnych zmartwień poza zabawą, przedszkolem ,a potem szkołą. Ja tak nie chcę. Jest dla najważniejszy na świecie i jego problemy i troski smucą mnie tak jak i jego. Chcę, aby od początku widział we mnie partnera do rozmów, czuł oparcie i pewność, że z czymkolwiek do mnie nie przyjdzie, zawsze jakoś to przegadamy.
Z dziećmi trzeba rozmawiać. Trzeba nauczyć się ich słuchać i dostrzegać ich problemy. Dziś to może tragedią będzie urwane ucho ulubionego misia, czy fakt że wszystkie dzieci idą na urodziny Zuzy, a Twoje dziecię nie zostało z jakiś względów zaproszone, ale przyszłe troski będą o wiele trudniejsze. Jeżeli dziecko dziś nie przyjdzie do nas z błahostką, mała jest szansa, że w przyszłości powie o większych problemach.
A jak u Was wyglądają „trudne” rozmowy i praca nad emocjami?
3 Comments
Panna Malwinna
Świetnie to podsumowałaś. Rozmowa z dzieckiem to podstawa. Nie można bagatelizować ich problemów, trzeba starać się im pomóc i wszystko wyjaśnić w jak najprostszy sposób. Bardzo podobają mi się Twoje „dzieciowe” wpisy. Czekam na kolejne!
www.MartynaG.pl
Widzisz, jestem na takim etapie jeszcze, że czasami do głowy mi nie przychodzą tak oczywiste sprawy które kiedyś mnie też będą dotyczyć. Też będę musiała swojemu dziecku uświadamiać co to są za emocje, jak sobie z nimi radzić… a zazdrość – ciężka sprawa. Nikt nie lubi tego uczucia…. na pewno nie jest ono przyjemne również dla tak małej istotki
JustInka
Wszystko to przed Wami 🙂