Zima to ciężka pora dla rodziców maluchów. Dzieciaki w żłobkach, przedszkolach i szkołach zarażają się od siebie wzajemnie. Z jednej strony jest zimno na dworze, a w pomieszczeniach zamkniętych duszno i gorąco. Dzieciaki ganiają się bez ustanku i zgrzani często wybiegają niekompletnie ubrani na świeże powietrze. Niestety w takich warunkach o chorobę nietrudno. Jak nie zwariować w okresie zimowym?
Może najpierw opowiem Wam o pierwszym roku Młodego w przedszkolu. Dostał się w zeszłym roku w grudniu i z miejsca złapał katar. Wiadomo, katar to katar, nie choroba, a Młody musiał zaaklimatyzować się w nowym środowisku i panie przedszkolanki polecały nie zostawiać go w domu. W końcu to tylko katarek. No więc słaliśmy go dzień za dniem, aż poszłam z nim do lekarza. Tak wiem posypią się gromy, że chore dziecko, ze zaraża. Panie codziennie nas przekonywały nas, że każdy dzień przerwy to problem z aklimatyzacją. No więc przed świętami wybraliśmy się do lekarza. Efekt infekcja i antybiotyk. Cóż bywa. Natomiast najgorsze nadeszło w wigilijne popołudnie. Młody dostał wysypki! Kiedy w pierwszy dzień Świąt wysypało go jeszcze bardziej, wyglądał już jak jajo wielkanocne, a my udaliśmy się do całodobowej przychodni. Ospa! No więc z wyjazdu po świętach nici i ponad 2 tygodnie spędziliśmy w domu. Potem, aż do czerwca chorował nam średnio co 2-3 tygodnie. Bywały miesiące, że chodził na przemian tydzień w przedszkolu, tydzień chory. Czemu o tym piszę? Bo teraz jest inaczej. Owszem łapał niewielkie infekcje, ale na czas reagowaliśmy znanymi domowymi i nie tylko sposobami. Najczęściej jak tylko widać było że jest przeziębiony zostawialiśmy go parę dni w domu. Efekt? Młody miał poważne 2 infekcje od września. Jedna zaraz na początku semestru, druga tuż przed feriami.
Dzieci rosną, a wraz z nimi rozwija się ich układ odpornościowy. Tylko musimy im w trym pomóc. Wiadomo, dieta jest bardzo ważna i bez odpowiedniego odżywiania, dzieciaki mogą chorować, ale w inny sposób też możemy pomóc naszym maluchom. Założę się, że znacie wszystkie z wymienionych przeze mnie, ale mam do Was prośbę. Odpowiedzcie, ile z tych punktów wcielacie w życie maluchów?
1. Odpowiednio zbilansowana dieta ( Wiadomo, różnorodne menu, pełne wszystkich składników potrzebnych brzdącom do zdrowego rozwoju).
2. Odpowiednia dawka snu – tak snu. Dzieci jak śpią, to rosną. To taki żarcik, ale dzieci potrzebuję o wiele więcej snu, niż dorośli. Przyjmuje się, ze dzieci między 3 a 7 rokiem życia powinny spać od 9 do nawet 13 godzin na dobę. Młody w wieku 3 lat robił sobie w ciągu dnia 1-2 godzinną drzemkę, i łącznie spał właśnie ok 13 godzin. Teraz ma już prawie 5 lat i zwykle przesypia minimum 10 godzin. Staramy się tego pilnować. Ale o spaniu maluszków wkrótce powstanie osobny post.
3. Sypialnia dziecka, jak i całe mieszkanie powinno być codziennie wietrzone. To nie tylko zdrowe, ale tez pomaga w wyżej wymienionym punkcie, czyli w spaniu.
4. Odpowiednia do aury odzież. Czemu o tym piszę? Bo mamy tendencje do przegrzewania dzieci i nieadekwatnego ubierania maluchów. Jednak kiedy zimą temperatura oscyluje nawet ok zera stopni a ja widzę mamę z bobasem na sankach bez kocyka zalewa mnie złość. Dziecko w wózku lub w sankach powinno być ciepło okryte. Poza ciepłym ubraniem musi być przykryte. Ono się nie rusza, więc bardziej odczuwa chłód. Jeżeli mi nie wierzycie zróbcie eksperyment. Ubierzcie się grubo i usiądźcie na 15 minut. Bez tuptania wstawania i innych takich. Siedźcie jak maluch. Już po 5 minutach będziecie tak zmarznięte, że zaczniecie podskakiwać!
5. Codzienny ruch na świeżym powietrzu to zima podstawa. Wiem, że nie zawsze Wam się chce ubierać i wychodzić po całym dniu w pracy, ale możecie nawet zrobić krótki spacer do sklepu osiedlowego, po bułki. Wspólny ruch wzmacnia więzi między Wami, a ruch na świeżym powietrzu uodparnia. Po spacerze dzieci też będą łatwiej usypiały. Wy też się dotlenicie i poruszacie. Jeżeli pociągacie za sobą sanki z brzdącem to dodatkowo możecie odpuścić sobie siłownię, bo i tak dostaniecie niezły wycisk.
Dziś przedstawiam Wam nasze harce na świeżym powietrzu.
I jeszcze kilka słów o bałwanku.
– Mamo jest śnieg?
– Jest, jeszcze cały nie stopniał.
– To pojedźmy dziś znowu do parku.
– Dobrze, a czemu chcesz tam jechać?
– Bo bałwanek tam został sam i cichutko płacze. Słyszysz? Tak cichutko jak myszka. Bo deszcz go rozpłucze.
2 Comments
ladylaura.
Powiem tak ,dziecko jest odporne na szkolne choróbska typu przeziębienie jeśli swoje pierwsze miesiące jest karmione mlekiem matki .Nic tego nie zastąpi .Moja córka zaczęła chodzić do szkoły w wieku 3 lat i nic ,zero przeziębień .Dziś ma 8 lat i raz w roku coś ją tam złapie ,ale nie dłużej niż dwa dni.Fakt ,że karmiłam ją dość długo…
JustInka
Ja się na temat karmienia piersią nie chcę wypowiadać, bo z tym jest różnie. Ja swojego nie karmiłam( mlekiem matki) i do momentu przedszkola praktycznie nie chorował, siostra bardzo długo karmiła i jej Młody chorował i choruje praktycznie co chwila. Czyli dla mnie tu akurat reguły nie ma.