Miało być cudownie, zdjęcie piernika przed upieczeniem i zdjęcie gotowego już wypieku. Niestety, życie jest przewrotne, płata nam figle i to w najmniej odpowiednich momentach. Nie mam na myśli tzw. chichotów losu, kiedy to wszechświat z nas perfidnie drwi, ale sytuacje, kiedy daje nam prztyczka w nos. Wczorajszy dzień dał mi już nie kuksańca, ale już porządnego kopa w pupę. Rozpłakałam się, wyzywałam, rzucałam przedmiotami ( głównie poduszkami i notesem), a na koniec zjadłam 2 duże kawałki sernika, wypiłam 2 puszki Mirindy i na koniec zemdliło mnie przed snem. Co mnie doprowadziło do granicy człowieczeństwa? Otóż w poszukiwaniu zdjęcia piernika z zeszłego roku odkryłam, że nie tylko to zdjęcie zniknęło, ale przede wszystkim wszystkie moje prywatne zdjęcia! Każdy kto stracił jakieś dane ze swojego komputera wie co to za ból.
Piernik jednak na święta być musi. A piernik staropolski to dla mnie najlepsza propozycja na Boże Narodzenie. Wydawać by się mogło, że jego przygotowanie jest skomplikowane, czasochłonne i męczące. Nie! To przysłowiowa kaszka z mleczkiem. Moim zdaniem naprawdę warto zrobić taki piernik. Ma wspaniały smak ( jak alpejskie pierniczki – porównanie mojego męża), wychodzi go całkiem sporo, więc nadaje się idealnie na słodki podarunek, a przecież prezent samodzielnie przygotowane są jednymi z cieplej przyjmowanych.
Kiedy w zeszłym roku go przygotowywałam po raz pierwszy byłam pełna obaw. Czy mi wyjdzie, czy będzie smaczny, czy odleży wystarczająco długo, czy w czasie dojrzewania się nie popsuje. Wszystko, absolutnie wszystko związane z piernikiem było stresujące, jednak zaglądanie do niego dawało mi takie ukojenie skołatanych nerwów, bo on był jedną z nielicznych pewnych rzeczy, on stał w garażu ( bo tam jest chłodno) i dumnie dojrzewał. A więc kochani, do piernika raz! Bo to już ostatni dzwonek idealnie jak zaczniemy 6 tygodni przed świętami, ale 4 też wystarczą. Przepis zaczerpnęłam z mamy zapisków. Nie wiem skąd ona go wzięła, więc nie podam oryginalnego źródła.
Piernik staropolski dojrzewający
Składniki:
1,2 kg mąki
2 szklanki cukru
800-900 g miodu
250 g masła
3-4 duże jajka
3 opakowania przyprawy do piernika ( 3×30 g)
3 łyżeczki sody
Do dużego garnka wlewam miód, dodaję cukier i masło, umieszczam go na gazie na średnim ogniu i mieszam całość przez cały czas. Jak tylko miód nabierze temperatury rozpuści się w nim cukier i masło, musimy jednak całość prawie przez cały czas mieszać, bo jeżeli cukier opadnie na dno, może się przypalić. Kiedy wszystkie składniki będą już połączone odstawiamy garnek w chłodniejsze miejsce ( najlepiej na dwór) i czekamy aż całość przestygnie. Może być letnia, ale nie gorąca, bo nam się jajka zetną na jajecznicę.
Kiedy masa z miodu, masła i cukru przestygnie wsypuję przyprawę do piernika, sodę a następnie po łyżce mąki i wkręcam ją mikserem ( końcówkami haczykowatymi, nie do ubijania piany). Pod koniec masa robi się tak gęsta, że mikser nie daje rady w tym momencie wbijam jajka, pojedynczo, bo nie chcemy aby masa była za rzadka. Jeżeli mamy bardzo duże jajka mogą nam wystarczyć tylko 2, ale czasem okaże się, że potrzeba ich aż czterech. Skąd wiadomo jaka ma być konsystencja? Powinna dać się miksować (haczykowatymi końcówkami), być podobna w gęstości do babki drożdżowej.
Garnek z ciastem obłożyłam lnianą ściereczką, przymocowałam ją gumką do rantu, a garnek włożyłam do reklamówki, zawiązałam ją tak aby był w niej otwór. Ja garnek wystawiam do garażu, jest już na tyle chłodno na dworze, że w garażu zrobiła mi się lodówka. Każdy kto nie ma zimnej piwnicy, garażu czy jakiegoś pawlacza w przyziemiu wstawiamy do lodówki i czekamy. Najlepiej jak piernik dojrzewa 5 tygodni przed upieczeniem, ale ok 3 też da radę, więc jeszcze zdążycie!
Na tydzień ( minimum 5 dni) przed Wigilią dzielimy ciasto na 3 równe części ( serio odmierzałam wszystko na wadze) i staramy się rozwałkować ciasto na w miarę cienkie placki, tak ok centymetra. Ciasto trzeba podsypać mąką i najlepiej robić to na silikonowej macie. Staramy się aby placki były w miarę równe. Pieczemy je w temperaturze 170°C przez ok 15-20 minut. Jeżeli będziecie piec dłużej to placki będą wysuszone mocno, a to niedobrze.
Wystudzone placki przekładamy powidłami śliwkowymi i układamy na sobie. Wyrównujemy brzegi i wierzch oblewamy czekoladą i całość dekorujemy kolorową kandyzowaną skórką pomarańczową, orzechami lub kolorową posypką cukrową. Piernik zamiast czekoladą można też oblać lukrem, ale to już pozostawiam waszej fantazji.
Gotowe ciasto odstawiamy i kroimy dopiero w Wigilię. Do tego czasu zmięknie i nasiąknie powidłami.
A Wy jak, macie już listę potraw jakie przygotowujecie na święta?
9 Comments
Karalajn
nowa szata 🙂
bardzo na plus!
JustInka
Jeszcze wszystko w trakcie zmian 🙂
Karalajn
będę wyczekiwać efektu końcowego – choć ten uważam i tak jest bardzo na plus 🙂
Angie
Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień był już lepszy: ))
Piernik też nastawiłam i czekam z niecierpliwością na niego!
Magda C.
Chyba znowu zaśpię 🙁
Natalia - Poezja Smaku
Uwielbiam zapach piernika 🙂
czarodziejka smaków
przykro mi, że tak się zdenerwowałaś… wiem co to za ból, niedawno z komputera wyparowały mi moje fotki z najlepszych wakacji, na jakich byłam… myślałam, że sama siebie pogryzę… A pierniczek dojrzewający ja zawsze polecam, wypróbowałam go i jest pyszny 🙂 Pozdrawiam!
domowacukierniaewy.blox.pl
Och współczuję utraty zdjęć, mam nadzieję, ze uda się je jakoś odzyskać!
Pierniczki z tego przepisu wychodzą znakomite, robiłam je w zeszłym roku 🙂
Galantyna
Ciekawy przepis, może w przyszłym roku zrobię taki!