Dziś nie będzie żądnych przepisów. Dziś będą moje wyznania, przemyślenia, podsumowania. Tak emocjonalne bełty. No ale każdy czasem miewa takie chwile.

Jeżeli są tu osoby które już dłużej śledzą mojego bloga to wiedzą że nie jestem wegetarianką „od urodzenia”. Miałam już przygodę z wegetarianizmem w okresie liceum/matury/początku studiów. Dokładnie nie pamiętam, ale było to z mojej strony jakieś bardziej buntownicze podejście. Wtedy wszystkie ciotki przeżywały że jak to nie je mięsa! A ja się w duchu śmiałam z ich rozpaczy!

Teraz jak rezygnowałam z mięsa, nie było to też podyktowane moim uwielbieniem do zwierzątek, ale moim rozstrojem żołądka! Teraz okazało się że prawdopodobnie moje zapalenie żołądka było wynikiem zaniedbania problemów tarczycowych, ale ja już nie bardzo mam ochotę wracać do dawnych nawyków.  Naprawdę teraz się lepiej czuję. Nie mam żadnych problemów ze strony przewodu pokarmowego, myślę nad tym co jem, co to dla mnie zrobi dobrego.

Widzę też że moja skóra się poprawiła trochę, nie ma szału odnośnie włosów, ale tu prym tarczyca wiedzie.

Tak więc ja jestem dopiero na początku drogi, ale wiem że na pewno za szybko z niej nie zejdę! 🙂