Mojej ekstrapolacji bezmięsnej kuchni ciąg dalszy.
Jakoś wczoraj mnie naszło. A właściwie to przedwczoraj 🙂 Przeglądałam blogi wege i szukałam pomysłów. Podglądałam, podpatrywałam i czerpałam inspiracje.
Inspiracje – nie ściągałam. Co na fali ostatnich ekscesów z plagiatami jest istotne. Te kotlety to taka moja wariacja. Na moją wersję wpłynęły blogi które ostatnio nałogowo podglądam. Oto one:
Misiakowe pole zdrowia
Na tych blogach znajdowałam różne przepisy na „kotlety”, „pulpety” i inne bezmięsne wariacje. Postanowiłam coś wykombinować.
Jako roztrzepana z natury osoba zazwyczaj jak już ugotowałam to dopiero po fakcie starałam sobie przypomnieć ile czego dodałam i często nie umiałam drugi raz odtworzyć tego samego przepisu. No niby fajnie, ale zainspirował mnie wpis Liski na jej blogu (który oczywiście świetnie znacie 🙂 White plate – Jak powstaje przepis, jak powstaje tekst . Nie chcę tu pisać o Plagiatach, tylko o tym jak natchnął mnie jej wpis. Cały proces „projektowania” dania, jego przygotowanie a potem opisanie, do tej pory u mnie powstawało na chybcika! Żadnych notatek w trakcie, czasem tylko jakieś szybkie zdjęcie procesu „twórczego”.
Wczoraj zaszła we mnie zmiana. Postanowiłam trochę „wymyślić” ( na pewno ktoś gdzieś ugotował coś podobnego, ale nad tym siedziałam sama) danie. W poniedziałek wieczorem, a w zasadzie około północy, targnięta nagłym przypływem weny pobiegłam już w piżamie i boso do kuchni. Moja przykusa z powodu lekkiego nadmiaru ciała koszula nocna zadzierała się za bardzo w czasie gdy eksplorowałam zawartości moich szafek kuchennych. „Przecież gdzieś tu była” mamrotałam pod nosem. Niestety zrzuciłam sobie puszkę ananasów na bosą stopę ( boli do teraz) i odnalazłam zaginione szprotki wędzone w oleju ( ciekawe kto je zje, bo Mężulo nie lubi ryb w oleju), ale finalnie udało się. Odnalazłam paczkę ciecierzycy !!! Uradowana zabrałam się do jej płukania. Zalałam wypłukane ziarna wodą, przykryłam garnek i poszłam spać. Cały wtorek myślałam o moim „dziele”, co by do tej ciecierzycy? Jakie przyprawy. Wertowałam strony w necie, przeglądałam gazetki i książki, pożółkły zeszyt z przepisami też poszedł w ruch! Późnym popołudniem, kiedy szanowny Mąż pojechał coś tam załatwiać, a Młody z piskami radości rozrzucał autka ze swojego zielonego pudła, zapadła decyzja. Kasza! Ciecierzyca potrzebuje jakiejś kaszy! Bo gdzieś wyczytałam że to bardzo zdrowe połączenie, strączki i kasza. Mój wybór padł na jaglaną. Nie pytajcie czemu, bo nie wiem. Może dlatego, że jest dla mnie wciąż nieodgadniona i nie do końca odkryta. Czai się na mnie z szafki kuchennej i spogląda tymi małymi oczkami. Jakby chciała powiedzieć” i tak nie ugotujesz mnie jak należy, będę twardawa i nieapetyczna. Nie masz do mnie serca i umiejętności!”. Tak tak zawsze do mnie przemawia kasza jaglana. Mój mroczny prześladowca, który wczoraj został pokonany! Kotlety może i nie wyszły jeszcze najzgrabniejsze, bo jednak inaczej formuję się taką masę niż zwykłe mielone, nie do końca jeszcze mam wprawę ile powinny się piec, ale Młody jest najlepszym wyznacznikiem, że były pyszne 🙂 Mój mały mięsożerca pożarł prawie całego jednego kotleta!!!
Kotlety z ciecierzycy i kaszy jaglanej
Składniki na 11 kotletów ( powinno być 12, ale kilka wyszło ciut za dużych)
szklanka suchej kaszy jaglanej ( po ugotowaniu miseczkę odłożyłam i zjadłam w formie deseru)
opakowanie ciecierzycy ( po ugotowaniu odłożyłam 9 łyżek na pastę do chleba)
por
2 ząbki czosnku
jajko (jeżeli nie jecie jajek to wasza masa będzie bardziej zwarta i nie będzie trzeba jej niczym zagęszczać)
łyżka kaszy manny ( jeżeli dodaliście jajko)
otręby owsiane
sól
pieprz
oregano płaska łyżeczka
pieprz ziołowy pół łyżeczki
papryka czerwona pół łyżeczki
łyżeczka przyprawy do kebaba
Kaszę ugotować do miękkości ( 1 szklanka kaszy:3 szklanki wody). Ciecierzycę po nocnym moczeniu wypłukałam i ugotowałam. Po lekkim przestudzeniu miksowałam kaszę z ciecierzycą w kuchennym robocie Kasia Mini ( brzydkie, trochę za małe, ale przydatne ). Ciecierzycy jednak nie miksowałam jednak na zupełną papkę, jak do pasty do chleba, pozwoliłam aby została lekko grudkowata. Wrzuciłam wszystko do większej miski. Dodałam do masy poszatkowany por, rozgnieciony czosnek, jajko, łyżkę manny i przyprawy. Wyrobiłam całość ręcznie. To dużo przyjemniejsze niż mieszanie surowego mięsa!
Wtedy w ruch poszła dodatkowa micha, gdzie była woda. Maczałam dłonie w wodzie przed uformowaniem każdego kotleta i obtaczałam go w otrębach. Ułożyłam na kratce wyłożonej pergaminem.
Piekłam po 20 minut z jednej strony i z drugiej już do 15 w piekarniuku nagrzanym do 180 stopni.
W tym przepisie przydatna byłaby oliwa w sprayu. Ponieważ jej nie mam to męczyłam się aby jakoś lekko je skropić olejem.
Podałam z sałatką z rzodkiewki ogórka z jogurtem greckim light.
Pyyycha.
Smacznego!
2 Comments
Ola
fajny pomysł na piątkowy obiad 😉
Karolina
witam, chciałabym znać dokładniej proporcje ciecierzycy do jaglanki, ponieważ będę robiła te kotlety pierwszy raz w życiu, a Pani pisze, że odkładała coś z jaglanki, zaś opakowania ciecierzycy są wszystkie takie same wagowo ?