W ubiegłym tygodniu obchodziliśmy tzw. „Blue Monday”. Ten angielski zwrot służy do zwięzłego opisania najbardziej depresyjnego dnia w roku i przypada właśnie w trzeci poniedziałek stycznia. Jak donosi Wikipedia, w 2004 roku brytyjski psycholog, Cliff Arnall z pomocą wzoru matematycznego wyznaczył datę najgorszego dnia w roku. Wziął on pod uwagę długość dnia, czynniki psychologicznie ( no tak niedotrzymane postanowienia noworoczne) i ekonomiczne – bo dość, ze porządnie spłukaliśmy się na święta, to jeszcze teraz przychodzi nam zacząć spłacać zaciągnięte w okolicy Bożego Narodzenia kredyty. Choć samo określenie Blue Monday budzi kontrowersje, bo czy to w ogóle możliwe, aby za pomocą wzoru wyliczyć taki dzień (?), to jedno jest pewne, czynniki wzięte pod uwagę są ważne i na pewno wpływają na nasze samopoczucie.

oszczedzanie

Pewnie po tym długim wstępie zastanawiacie się o co w ogóle mi chodzi? Już spieszę z odpowiedzią. O pieniądze, a właściwie o ich oszczędzanie. Myślicie, że oszalałam? Zwrot „oszczędna kobieta” to dla Was oksymoron? Nie dajcie się zwieść śmiechom facetów, którzy uważają, że tylko mężczyźni są w stanie ogarnąć kwestie finansowe, a kobiety potrafią tylko trwonić pieniądze. Nie wiem jak Wy, ale ja zasad roztropnego zarządzania finansami tak naprawdę nauczyłam się na własnej skórze. Fakt, że mój mężczyzna okazał się być egzemplarzem mało rozrzutnym początkowo mnie drażnił, to z całą pewnością trochę się od niego nauczyłam. Najwięcej na pewno w czasie, kiedy Młody pojawił się na świecie. Wiadomo, małe dziecko to duże wydatki, ale to nie znaczy, że trzeba wyczyścić nasze sakiewki niepotrzebnie.

Nie drżyjcie, nie będę teraz radzić jak oprzeć się przed szalejącymi teraz wyprzedażami, ale z nimi raczej też ostrożnie. Poniżej podrzucę Wam kilka pomysłów, jak w kilku krokach zaoszczędzić pieniądze na co dzień.

Prąd

Niby ciężko jest tu cokolwiek zaoszczędzić, bo i wszystkie sprzęty w domu „ciągną” prąd i pora roku też niby nie sprzyja. Ale… zawsze jest jakieś ale.

Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście wymieńcie zwykłe żarówki na energooszczędne lub LEDowe. Zróbmy to szczególnie w pomieszczeniach gdzie spędzamy dużo czasu, gdzie się uczymy lub pracujemy. Jeżeli w pomieszczeniach typu piwnica czy garaż nadaj działają stare zwykłe żarówki, dajmy im dokonać tam żywota. Bezsensem jest wyrzucanie dobrej żarówki w pomieszczeniu w którym włączamy światło tylko na kilka chwil.

Wybierzmy odpowiednią taryfę G. Co to takiego? Dostawca prądu wyszczególnia następujące taryfy:

G11 – całą dobę płacimy jedną uśrednioną stawkę

G12 – dwustrefowa. W dużym uproszczeniu podział na taryfę nocną i dzienną

G 12w – dwustrefowa jw., ale dodatkowo w weekendy obowiązuje nas niższa opłata za energię elektryczną,

G 13 – trójstrefowa, dzieli dobę na 3 strefy stawki za prąd i nie każdy dostawca prądu może ja zaoferować.

W najprostszych słowach najmniej opłaca się taryfa G11 – jednak większość z nas taką właśnie ma. Jeżeli mamy pracę która nie daje nam regularności w rytmie dnia, ta taryfa będzie dla nas najpewniej najlepsza.

Pozostałe taryfy początkowo mogą dziwić, bo trzeba się przestawiać na inne godziny używania np. piekarnika czy zmywarki, ale wierzcie mi trudne są tylko początki. Potem wszystko idzie jak po maśle, a rachunki spadają w dół. Duże ilości prania można robić weekendami, a niewielkie wstawiać na noc, lub ustawić w pralce odpowiednie opóźnienie. Dodatkowo warto wyrobić sobie nawyk wyłączania urządzeń, zamiast pozostawiać je w trybie „stand by” wyłączyć je zupełnie. Początkowo tego typu „utrudnienia” mogą być uciążliwe, ale potem wchodzą w krew.

Woda

Z wodą początkowo może nam się wydawać, że nie da się oszczędzać, bo przecież myć się trzeba, pić trzeba, prać trzeba, ale… Zawsze można znaleźć jakiś sposób by przyoszczędzić jej choć odrobinę, bo tu już nie tylko chodzi o pieniądze, ale o wodę pitną, której Polska nie ma dużo, mniej więcej tyle co w Egipcie. Tak więc warto się do tego punktu mocno przyłożyć.

1.Zakręcajmy wodę w czasie mycia zębów! Niby banalne, ale nadal wiele osób szczotkuje uzębienie przy akompaniamencie szumu wody z kranu. Marnotrawstwo!

2.Prysznic zamiast kąpieli w wannie. Kolejny banał? Zaoszczędzicie wodę, a i dla urody zdrowszy jest szybki dusz niż wylegiwanie się w gorącej wodzie.

3.Zmywarka zamiast mycia ręcznego. Tak wiem, nie każdy ma zmywarkę, jeżeli już rozważacie jej zakup koniecznie upewnijcie się czy ma funkcję mniejszego poboru wody i jaka jest jej klasa oszczędności energii. Jeżeli naczynia nie są bardzo pozasychane, ani poprzypalane czasem wystarczy najkrótszy cykl mycia, który oszczędza i wodę i prąd.

4.Zmywanie ręczne – zainstalujcie w kranie tzw. perlator, czyli nakładka na końcówkę kranu, która napowietrza wodę. Dzięki temu strumień wydaje się być bardzo intensywny, ale fizycznie wody wypływa mniej. Dodatkowo myć można w komorze z woda z płynem, a jedynie płukać pod bieżącą wodą. Pamiętajmy, ze nie musimy ustawiać najsilniejszego strumienia wody!

5.Pralka – przy praniu ważny jest już sam dobór pralki. Te nowe są wyposażone w tryb oszczędzania wody. W starych warto pamiętać, że jeżeli nie potrzebujemy, może nie warto za każdym razem włączać funkcji usuwania zagnieceń. Poza tym nie zawsze potrzeba prania w najwyższej temperaturze, a te cykle są najdłuższe i nie tylko zużywają najwięcej energii elektrycznej, ale też wody.

6.Podlewanie ogrodu – jeżeli macie nowo posianą trawę, to trudno i darmo. Nie podlejecie, trawa nie wzejdzie. Ale już kwiatki w donicach czy krzaczki można podlać wodą deszczową. Wystarczy ustawić pod rynną beczkę na wodę i sprawa załatwiona.

7. Spuszczanie wody w toalecie – nie będę zagłębiać się w niewygodne szczegóły, ale toalety z dolnopłukiem często wyposażone są w 2 przyciski do zużycia małej lub większej ilości wody. Te które nie mają 2 przycisków można często po czynności mniejszego kalibru zatrzymać – wciskamy guzik i za chwilę ponownie go wciskamy, aby nie wypuścić całej wody ze zbiornika.

planner4

Jedzenie

Jeżeli tu się ktoś oburza, to już spieszę z wyjaśnieniem. W Polsce marnujemy ok 9 mln ton żywności, z czego aż 2 mln ton przypadają na jedzenie wyrzucane przez przeciętnego Kowalskiego. Ponad 30% Polaków przyznaje się do wyrzucania jedzenia, a ten problem nasila się w okresie świątecznym. Ja wiem, do wielu z nas nie przemawia aspekt humanitarny, bo przecież co nas obchodzą inni ludzie, bo to nie nasza wina, że nie mają co jeść. Może do Polaków jako katolików powinien aspekt religijny przemówić, bo to przecież grzech wyrzucać jedzenie, ale wiem jak to u nas z wiarą wygląda. Z resztą do mnie to akurat zupełnie by nie trafiło. Ale już aspekt ekonomiczny trafi do nas na pewno. Miesięcznie czteroosobowa rodzina wyrzuca żywność wartą 20-50 zł na osobę, co rocznie może dać nawet 2000 zł. Prawda, że to już zupełnie inaczej wygląda?

Prawda jest taka, że wiele osób w ogóle nie planuje jadłospisu. Żyjemy tak szybko, że zwyczajnie brak nam czasu na cokolwiek. Biegniemy więc w pośpiechu na zakupy, wrzucamy do koszyka, to co wygląda zachęcająco i to co wydaje nam się, że powinniśmy o jest np. zdrowe. W efekcie sporo jedzenia się przeterminuje. Najczęściej wyrzucamy pieczywo, owoce i warzywa, wędliny oraz jogurty/sery. Ile razy zdarzyło wam się wyrzucić stary jogurcik, albo zwiędłe marchewki czy seler? No niestety każdy to chyba zna. Co zrobić, aby nie marnować jedzenia?

1 Przygotujmy zarys posiłków na 3-4 dni do przodu. Wiadomo chodzi przede wszystkim o obiady, obiado-kolacje, czyli te posiłki, które są najbardziej czasochłonne. Nie wiem jak Wy, ale ja zwykle gotuję obiad na 2 dni. Może to nudne, ale u mnie się najlepiej sprawdza. Czyli planuję sobie 2 główne posiłki i mam 4 dni z głowy.

2 Przygotowujmy listę zakupów. Coś bez czego teraz nie wybieram się nawet do spożywczaka. Staram się nie dublować produktów, jeżeli biorę sałatę rzymską i ew. szpinak, nie biorę już sałaty lodowej, czy mixu sałat. Jeżeli kupuje dla Młodego jogurty czy serki, to umieszczam je na liście tylko wtedy, kiedy w lodówce zostanie jeden góra 2.

3 Przerabiam „czasowe” jedzenie. Jeżeli chleb jest czerstwy robię tosty francuskie, lub pudding chlebowy, ziemniaki z obiadu przerabiam za zapiekanki, a mięso z np. rosołu na farsz do krokietów.

4 Zakupy robię na góra 3-4 dni. Wolę do 2-3 dni wyskoczyć po kilka potrzebnych rzeczy, niż robić sobie mega stok w lodówce.

5 Przed świętami, imprezami okolicznościowymi, ogólnie „gośćmi”  robię szczegółowe menu tego co będę przygotowywać, potem pokazuję to mężowi, który zawsze coś wykreśli ( mam zwyczaj przesadzania) i dopiero wtedy sprawdzam co muszę kupić i na podstawie tego przygotowuję listę.

DSCF9553

Kosmetyki

To temat dla kobiet drażliwy i bardzo delikatny, ale ważny. Długo miałam poważny problem z zakupami kosmetyków. Zwyczajnie przepuszczałam na nie fortunę, a wielu z nich w ogóle nie użyłam! Niestety, ale robiąc zakupy w dużych marketach, zawsze zawędrowałam na dział drogeryjny i zawsze wynalazłam jakiś super balsam, czy nową odżywkę do włosów, fajny błyszczyk czy krem do twarzy. Efekt był taki, że wciskałam je w kąt szafki i zapominałam o ich istnieniu. Kiedy wymienialiśmy szafkę w łazience, nagle okazało się, że mam taaaakie zbiory przeróżnych mazideł, które niestety w większości były już przeterminowane! Jak wyleczyć się z tego rodzaju zakupoholizmu? Dla mnie nie było lepszej metody niż klasyczna lista zakupów. O ile z kosmetykami do make-upu sobie radzę i nigdy nie przesadzam, tak z szamponami czy balsamami miałam problem. Teraz ograniczyłam liczbę specyfików jakie używam i wrzucam je na listę zakupów, kiedy widzę, że się kończą. Na „super promocje” patrzę mniej przychylnym okiem i korzystam z nich wtedy, kiedy np. widzę że moje ukochane perfumy są w super cenie to daję się skusić, ale to już rzadkość.

Ubrania, buty, torebki

Najwrażliwszy punkt kobiecej „rozrzutności”. Jak powiedzieć sobie, że ta piękna torebeczka, w mega promocji, która idealnie by pasowała do tyle co kupionego płaszczyka nie jest na w sumie potrzebna? Że mamy już podobną i druga w tym samym stylu i kolorze nie jest nam potrzebna. Sama często walczę na przecenie i sama ze sobą rozgrywam dialog, czy kolejna niebieska koszula będzie mi potrzebna, albo granatowa spódnica. Czasem nawet głos rozsądku wygrywa, a czasem rządza zakupienia pięknych nowych szpilek. No nic nie poradzę, mogłabym powiedzieć. Ale są sposoby, aby nieco ograniczyć wydatki na ubrania.

1. Zaplanujmy podstawowe zestawy ubrań. Jeżeli pracujemy w biurze kierujmy się klasycznymi krojami, prostymi marynarkami i tu najlepszym rozwiązanie będzie maksyma „mniej znaczy więcej”. Osoby które pracują w biurze wiedzą, ze zbytnia ekstrawagancja nie jest specjalnie preferowana. Proste spódnice, kobiece żakiety a zaszaleć można z topami i dodatkami. Do klasycznych zestawów łatwiej nam będzie dobierać dodatki.

2. Kupujmy ubrania i dodatki dobrej jakości. Kiedy już mamy ten zestaw bazowy, warto aby jego jakość pozwalała na dłuższe użytkowanie. Zakup bluzki za 30 zł może i wydaje się kuszący, ale na dłuższą metę takie ubranie może okazać się mocno jednorazowe, a podobna bluzka z dobrej gatunkowo tkaniny która kosztuje np. 150 zł może być wieloletnią inwestycją.

3. Zabierz na zakupy kogoś kto krytycznie oceni ciebie w wybranych strojach. Lustra w przymierzalniach nie zawsze „mówią” całą prawdę, a sami często nie zwrócimy uwagi na to jak ubranie układa się chociażby z tyłu. Konstruktywna krytyka przyjacielskiego oka to nieoceniona pomoc.

4. Zrób listę – może wydaje się to głupie, ale nawet na zakupach „ciuchowych” przydaje się lista. Dlaczego? Bo kiedy osaczą nas piękne wzory i kolory możemy zupełnie zapomnieć po co w ogóle nam były zakupy. Możemy kupić kilka bluzek, zamiast nowych butów na wiosnę, a to może się okazać problematyczne, kiedy mamy napięty budżet.

 

To tylko kilka moich pomysłów i spostrzeżeń, większość pewnie już stosujecie, ale może nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, niektóre może okażą się przydatną nowością.

Dajcie znać jakie są wasze sposoby na oszczędzanie.