A więc kolejny tydzień za mną. Nie ukrywam, było ciężko. Nawet bardzo! Wiecie najgorzej sobie to wszystko poukładać w głowie, bo człowiek walczy o siebie, swoje zdrowie, swoje marzenia. Walczy z samym sobą i swoimi słabościami, a to najgorszy wróg. To podstępna istota, która atakuje nas w chwilach największych słabości, ale też daje nam możliwość wybiegania w przyszłość, takiemu planowaniu dna, aby te słabości w nas nie uderzyły, lub zwyczajnie zmniejszyć efekt tego zderzenia.

Miniony tydzień minął mi w szalonym tempie. Przygotowania Młodego do pierwszego dnia w szkole. Były ostatnie zakupy, ale też chciałam jak najwięcej czasu z nim spędzić, tak aby schwytać ostatnie ciepłe wakacyjne chwile.

Moja waga niestety nie uległa zmianie od ostatniego tygodnia, ale też nie narzuciłam sobie jakiegoś ogromnego ciśnienia dietetycznego. Jeżeli chodzi o ćwiczenia to ograniczyłam się do długich spacerów, ale też miałam sporo dietetycznych pokus i ciężko było nie zgrzeszyć. Waga to najlepiej pokazuje.

Moja dieta polegała przede wszystkim na pilnowaniu regularności posiłków oraz wypijaniu odpowiedniej ilości płynów. To się nawet udało. Do pracy zabierałam lunch i jakąś przekąskę. Niestety mam ostatnio ogromne „parcie” na słodkie, więc w moim menu sporo było jogurtów i owoców – to też mocno odbiło się na wadze. Ja jednak uważam, że nie było tak najgorzej.

Po odstawieniu pigułek hormonalnych mam też ogromne wahania nastrojów, co też nie jest moim sprzymierzeńcem, ale staram się szukać pociechy w trudnych momentach inaczej niż przez słodycze.

Poniżej kilka posiłków tych w pracy i w domu.

Udanego tygodnia!