Pasztet to szczególnie wśród mężczyzn w mojej rodzinie swego rodzaju rarytas. Przymusowy punkt stołu świątecznego, czy imieninowego menu. No tak już się u nas przyjęło i nie zamierzamy zrywać tej naszej świeckiej tradycji. Wiem, posypią się na mnie gromy dietetyków, że pasztet tłusty, kaloryczny, bo to cholesterol i inne dramaty. No ale pokażcie mi osobę, która zje brytfankę pasztetu? Przecież zjada się go jako dodatek, w plasterkach i dlatego uważam, że można sobie na taki prawdziwy, kaloryczny smakołyk pozwolić. U mnie zawsze głównym składnikiem pasztetu jest podgardle. Nie wiem co ono w sobie ma, ale każdy pasztet z nim jest zupełnie innym doznaniem. Do tego obowiązkowo gałka muszkatołowa i odrobina imbiru. Kocham i nic więcej nie chcę. No chyba że różowy chrzan 🙂
Pasztet
1 kg podgardla
0,5 kg wątróbki ( u mnie drobiowa)
0,5-1 kg łopatki ( wołowa)
0,5 kg udźca z indyka
0,5-0,75 kg karkówki( lub innego mięsa)
2-3 kajzerki
kawałek surowego boczku – 0,35 kg
5 jaj ( dużych)
sól
pieprz
gałka muszkatołowa ( świeżo starta ok łyżeczki)
1 łyżeczka imbir sproszkowany
łyżeczka papryki ostrej
olej lub klarowane masło do smażenia
włoszczyzna z rosołu ( marchew, pietruszka, kawałek selera)
rosół czysty do duszenia
Mięso kroję w kostkę o około 3 cm boku, boczek i wątróbkę drobniej. Najpierw na bardzo rozgrzaną patelnię wrzucam boczek i staram się wytopić z niego jak najwięcej tłuszczu. Kiedy zrumienią mi się już ładnie skwarki, odcedzam je metalowym sitkiem, a na pozostały po nim tłuszcz wrzucam mięso partiami ( poza wątróbką i podgardlem), aby każdy kawałek miał szansę zamknięcia porów. Podlewam rosołem i przykrywam. Duszę na wolnym ogniu do miękkości. Na dwóch osobnych patelniach podsmażam a potem duszę podgardle i wątróbkę. oczywiście tę ostatnia najkrócej.
miękkie już mięsa studzę i przepuszczam 2-3 razy przez maszynkę do mięsa. Pod koniec mielę warzywa z rosołu ( nie za dużo, aby pasztet nie był za słodki) i namoczone w rosole bułki. Całość mieszam, doprawiam i wbijam do masy jaja. Masę wykładam na wytłuszczone szklane keksówki. Z podanego przepisu wychodzą 2 spore pasztety. jeden dla nas, drugi dla moich rodziców.
Całość piekę ok 75 minut w temperaturze 180 °C.
Najbardziej lubię z chrzanem 🙂 A moje dziecko pożera bez niczego, nawet bez chleba!
Jeżeli lubicie pasztety powinien Wam również smakować pasztet z gotowanego mięsa z pieczarkami.
8 Comments
Magda C.
Uwielbiam pasztet i nawet nie potrzebuję do niego „specjalnej” okazji, by upiec 😉 Jeśli nie mam weny, by sama go robić to i kupny wszamię z przyjemnością 😀
Twój wygląda mega apetycznie 🙂
Ervisha
A to Ci pasztet ;D Mój tato lubi taki domowy 😀
Shiral
Sama nie lubię pasztetów, nie wiem czemu, jakoś tak nie smakują mi, ale moja siostra… To prawdziwy pożeracz! Nawet malutki kawałek jej nie umknie, tylko siup i do buzi:D
P.S. Czekam, aż Pan od montowania kuchni przyjedzie i skończy swoją pracę, tylko nie wiem jeszcze ile te czekanie potrwa…
ladylaura.
Domowy rarytas,ja kupuje 🙂
basinepichcenie
Kochana czy można kawałek dostać? Ja to się zmotywować jakoś nie mogę. Szykuję się do zrobienia pasztetu i na chęciach się kończy 😀
Twój wygląda obłędnie. U mnie nie tylko mąż bardzo lubi, ale i ja, i dziewczynki 🙂
Patyska
To jest właśnie prawdziwy, pyszny pasztet 🙂
Salvador Dali
ooo.. u mnie nie ma takiej tradycji, aczkolwiek patrząc na zdjęcia chyba żałuję 😀
Za to mamusia robi tzw pasztetową, też pyszna 😉
Przepisy na Boże Narodzenie | Justinka in The Kitchen
[…] Pasztet […]