Jakiś czas temu i na blogu i na FB obiecywałam dodanie przepisu na chleb orkiszowy.  Osobiście bardzo go lubię, mimo iż to zwyczajny drożdżowy wypiek, jednak wypełnia dom niesamowitym zapachem prawdziwego, domowego chleba!

Początki moich chlebowych wypieków były średnie. No delikatnie to ujęłam! Bo sporym nadużyciem będzie stwierdzenie że były mizerne. Ale w końcu nie od razy Kraków zbudowano! A ja się nie poddałam i walczyłam i … wywalczyłam!

Efekt jak dla mnie piorunujący i powalający. Mój własny chleb… powiało powagą i szacunem wśród okolicznych znajomków. No ale aby nie być gołosłowną dodaję opis prawie szczegółowy ( ciężko mi trzymać się konkretnych proporcji i miar, zawsze robię na tzw”oko”).

Mój domowy chleb orkiszowy

450 -500 g mąki orkiszowej typ 630

300-350g ( zależy ile dodaliście jasnej mąki orkiszowej, razem ma być ok 800g) mąki orkiszowej pełnoziarnistej

50g drożdży

ok 500ml letniej wody

2-3 łyżki oliwy z oliwek

garść ulubionych nasion ( ja daję siemię lniane, słonecznik i troszkę otrębów owsianych)

2 łyżeczki soli ( płaskie)

łyżeczka ulubionych ziół – super pasuje tymianek

łyżka curku

W misce drożdże zalewamy 1/2 szklanki wody, dodajemy cukier i 2 łyżki mąki. Odstawiamy na jakieś 15 minut do wyrośnięcia.

W drugiej większej misce łączymy nasz zaczyn z oliwą solą przyprawami, ziarnami i powoli dodajemy wodę. Może się okazać, że mąka przyjmie tylko 400 ml albo jeszcze inaczej. Wszystko zależy od rodzaju mąki jaki macie. Ważne żeby z tego przepisu nie robić w 100% pełnoziarnistego chleba, i aby nie przesadzić z dodatkami ( maks 3/4 szkl) bo ciasto słabo wyrośnie, będzie kluskowate, i nie nada się na kanapeczki.

Wyrabiamy ręką. Tak, brudzimy siebie i nasze idealne manicure, bawimy się w to np. z dziećmi i paćkamy się w tej breji. Kiedy nasza masa zaczyna być „jędrna” i lekko tylko klejąca przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok 60 minut – lub do momentu aż podwoi objętość.

Kiedy już odpowiednio wyrośnie przekładamy do formy. Ja smaruję keksówkę olejem i posypuję otrębami, do niej wkładam ciasto i wygładzam je zwilżonymi w wodzie dłońmi. Znowu odstawiam do wyrośnięcia. Tym razem tak na 20-30 minut.

Ciasto wkładam do piekarnika nagrzanego do 220 stopni C na najniższą półkę ( ale nie bezpośrednio na grzałkę) piekarnika i piekę 60 minut.

Po upieczeniu wykładam na drewniana deskę i przekręcam na boki dopóki nie ostygnie.

Pychota, a do tego mega syty.

Sami się przekonajcie!